czwartek, 27 czerwca 2013

Prolog

Czerwone, zachodzące słońce. Bezchmurne niebo i zielona trawa w ogródku. Patrzę w niebo obojętnym wzrokiem. Lekki powiew wiatru ochładza delikatnie moją nagrzaną i rozpaloną w upale skórę. Ciszę przerywa jakiś wróbel, który przyleciał i usiadł na pobliskim daszku. Słyszę jak ćwierka, jak oddycha, jak bije jego małe serduszko. Miarowe, głośne uderzenia. Spojrzał na mnie i od razu poderwał się do lotu. Już nawet on wie, że trzeba ode mnie uciekać, myślę. Gdzieś w oddali zaparkował samochód. Silnik zgasł, trzasnęły drzwi. Obcasy w szybkim tempie stukały o chodnik raz po raz. Dziewczyna włożyła kluczyk do drzwi, przekręciła go i weszła do mieszkania. Dopiero po chwili musiała zorientować się, że siedzę na schodach od ogródka. Otworzyła drzwi balkonowe, stanęła w drzwiach i czekała.
- Słyszę cię. - powiedziałam patrząc w dal.- Słyszałam jak szłaś, jak przekręcałaś kluczyk, słyszę jak oddychasz.
- Witaj Abigaile. Dawno się nie widziałyśmy.
- Cześć Reachel. Tęskniłaś za mną?
- A jak myślisz? Jak mogłaś mi to zrobić te kilka lat temu?
- Dokładnie jutro miną 2 lata. - uśmiechnęłam się, nadal nie patrząc na nią.
- Och, dziękuję za precyzję. Myślałam, że nie żyjesz. Wracam z komisariatu, policja pytała się o ciebie. Dopiero jak dziś pokazali mi twoje zdjęcie i powiedzieli, że jesteś podejrzana o kradzież w banku krwi…
- To nie ja! Nawet tam wtedy nie byłam! - zerwałam się i w mgnieniu oka byłam już przy Reachel. Dziewczyna musiała się nieźle przestraszyć, bo od razu cofnęła się o kilka kroków.
- Dlaczego się nie odezwałaś?
- Chcesz wiedzieć? Moje życie zmieniło się o 360°. Bałam się sama siebie. Myślałam tylko o jednym, o zabijaniu. Nie mogłam wychodzić na słońce. - mówiłam łamiącym się głosem, a łzy napłynęły mi do oczu - Ono mnie zabijało. Nie byłam sobą. Wyjechałam szukać innych takich jak ja. Ale myślałam o tobie każdego dnia
- Brakowało mi cię Abbie. Byłaś moją jedyną najlepszą przyjaciółką. Nie ma drugiej takiej osoby. - dziewczyna podeszła i przytuliła mnie. Obie zaczęłyśmy płakać. Stałyśmy tak kilka minut.
- Chcesz kawy? - zapytała Reachel. Pokiwałam głową uśmiechając się przez łzy. Dziewczyna poszła do kuchni, ale ja nadal stałam przy drzwiach. Po chwili Reachel spojrzała na mnie zdziwiona.- No wejdź, dziewczyno.
Zrobiłam niepewny krok w przód. Przeszłam przez próg. Uśmiechnęłam się prawie niezauważalnie. Szybko przeszłam do kuchni i usiadłam na krześle. Kiedy Reachel zauważyła mnie znowu się wystraszyła.
 - Przepraszam. - szepnęłam.
Przegadałyśmy kilka godzin, ale w pewnym momencie Reachel była taka zmęczona, że kazałam jej iść spać. Pościeliła mi kanapę na dole, a sama poszła do swojej sypialni. Położyłam się w łóżku i słuchałam jak oddycha. Szybko zasnęła, czego nie mogłam zrobić ja. W końcu wyszłam na schody. Usiadłam i wpatrywałam się w księżyc. Włączyłam muzykę na słuchawkach. W kółko puszczałam „Believe”. Kiedyś muszę go poznać, pomyślałam. Zamyśliłam się. W pewnym momencie usłyszałam jakiś szum. Wyłączyłam piosenkę i nasłuchiwałam. Znowu. Gdzieś przemknął jakiś cień. Powoli wstałam, spojrzałam na dach i znowu przed siebie. Raptownie przede mną stanął chłopak.
- Witaj aniołku.
- Co ty wyprawiasz Drake? Jesteś bezszelestny i do tego taki szybki.. Mogłeś podejść normalnie.
- To kolejna zaleta bycia wampirem, kochanie. Powinnaś o tym wiedzieć. - powiedział z uśmiechem.