Znudzona czekaniem na Reachel włączyłam telewizję.
Przeskakiwałam z kanału na kanał. Nie mogłam znaleźć nic ciekawego, aż doszłam
do kanału, na którym leciał „Bal Maturalny”. Lepsze to niż nic, pomyślałam. Film
był taki ciekawy, że zaczęłam ziewać. Zapatrzyłam się w ścianę i mimowolnie
bawiłam się pierścionkiem. Usłyszałam na górze jakieś szmery, ale zignorowałam
je myśląc, że to firanka.
- Zaraz, ale okno jest zamknięte.- mruknęłam i wsłuchując podeszłam powoli do drzwi salonu. Serce waliło jak szalone, a oddech miałam przyśpieszony. Stałam, czekając zaraz przy schodach. W końcu ktoś zaczął schodzić na dół. Przywarłam do ściany słysząc jedynie swój oddech. Wzięłam głęboki wdech i odwróciłam się w stronę schodów. Stanęłam twarzą w twarz ze sprawcą całego zamieszania. Pisnęłam ze strachu, ale po chwili rozpoznałam te czarne włosy, ciemne wyraziste brwi i duże oczy. Przede mną stał Lukas, młodszy brat Reachel.
- Lukas?
- Hej, Abbie..- uśmiechnął się lekko.
- Co ty tu robisz? Dlaczego nie wejdziesz do własnego domu jak każdy inny, czyli DRZWIAMI?
- Zapomniałem kluczy z internatu. A ty? Ty przecież..
- Nie żyję?- dokończyć za niego i wróciłam do salonu. - Żyję i mam się dobrze.
- To gdzie byłaś przez 2 lata?
- Tu i tam. Ale oficjalnie byłam u rodziny w Europie. – chłopak uśmiechnął się szeroko. - Nasza grzeczna Abigaile uciekła z domu?
- Niee. Może troszeczkę. Początkowo byłam w tej Europie, ale oni tak przynudzali.. - oboje się zaśmialiśmy. - Mówiłeś, że klucze zostawiłeś w..
-Internacie. Po chorobie mamy ojciec ożenił się drugi raz. Ta babka jest okropna, wysłała mnie do szkoły z internatem. Cher się udało i była na tyle „duża” że zamieszkała sama.
- A ty biedactwo się męczysz.. – znowu się zaśmialiśmy. – Ale już niedługo. Teraz ostatni rok zaczniesz?
- Tak, po wakacjach. Ostatnia klasa. Heh, ty ją ominęłaś. Żałujesz?
- Trochę.. Ale podróże po całej Europie i nie tylko były tego warte, a do tego kasiasty, przystojny facet u twojego boku… - chłopak zrobił duże oczy, zaśmiał się i wstał.
- Co?
- Grzeczna Abigaile nie jest już dziewicą?
- Świnia! – złapałam za leżącą nieopodal poduszkę i z całą siłą rzuciłam w niego. Zrobiłam to trochę za mocno, bo Lukas ledwo ją złapał, a trafiła go w sam brzuch.
- Masz siłę.
- Taa..- mruknęłam. - Chcesz coś do żarcia? Głupie pytanie, to przecież ty.
Chwilę później przyjechała Reachel, a potem dostawca pizzy.
- Ja pójdę zapłacić.- zerwałam się i pobiegłam do chłopaka. Złapałam za karton i zajrzałam głęboko w oczy dostawcy. - Ta pizza jest za darmo. Zapłacisz za nią ze swoich, a potem o wszystkim zapomnisz. – poczym wróciłam do domu. - Życzę smacznego. – uśmiechnęłam się uroczo do znajomych. Jak dobrze manipulować ludźmi, pomyślałam.
- Jak minął wam dzień?
- Ja przesiedziałam cały w domu.- wzruszyłam ramionami i spojrzałam dyskretnie na Reachel. Ta uśmiechnęła się na znak, że rozumie. Nie chciałam żeby Lukas wiedział czym jestem, chociaż na razie.
- A mi nawet spoko. Była pani szeryf i kupowała kwiaty i to bardzo dużo. Na koniec dnia przyszedł bardzo przystojny koleś. Mówię ci Abbie, żałuj, że go nie widziałaś. - puściła oko, po czym kontynuowała. – Zastanawia mnie skąd wiedział co kupowała Szeryf no i po co jemu też potrzeba tyle werbeny. – spojrzałam zaniepokojona na Reachel. Nie mogłam uwierzyć w to co właśnie powiedziała.
- Cher, jak on miał na imię?
- Dark, Dreak, czy coś takiego.. A może Drake? Nie pamiętam.. – w tym momencie zabrakło mi tchu.
- Zaraz, ale okno jest zamknięte.- mruknęłam i wsłuchując podeszłam powoli do drzwi salonu. Serce waliło jak szalone, a oddech miałam przyśpieszony. Stałam, czekając zaraz przy schodach. W końcu ktoś zaczął schodzić na dół. Przywarłam do ściany słysząc jedynie swój oddech. Wzięłam głęboki wdech i odwróciłam się w stronę schodów. Stanęłam twarzą w twarz ze sprawcą całego zamieszania. Pisnęłam ze strachu, ale po chwili rozpoznałam te czarne włosy, ciemne wyraziste brwi i duże oczy. Przede mną stał Lukas, młodszy brat Reachel.
- Lukas?
- Hej, Abbie..- uśmiechnął się lekko.
- Co ty tu robisz? Dlaczego nie wejdziesz do własnego domu jak każdy inny, czyli DRZWIAMI?
- Zapomniałem kluczy z internatu. A ty? Ty przecież..
- Nie żyję?- dokończyć za niego i wróciłam do salonu. - Żyję i mam się dobrze.
- To gdzie byłaś przez 2 lata?
- Tu i tam. Ale oficjalnie byłam u rodziny w Europie. – chłopak uśmiechnął się szeroko. - Nasza grzeczna Abigaile uciekła z domu?
- Niee. Może troszeczkę. Początkowo byłam w tej Europie, ale oni tak przynudzali.. - oboje się zaśmialiśmy. - Mówiłeś, że klucze zostawiłeś w..
-Internacie. Po chorobie mamy ojciec ożenił się drugi raz. Ta babka jest okropna, wysłała mnie do szkoły z internatem. Cher się udało i była na tyle „duża” że zamieszkała sama.
- A ty biedactwo się męczysz.. – znowu się zaśmialiśmy. – Ale już niedługo. Teraz ostatni rok zaczniesz?
- Tak, po wakacjach. Ostatnia klasa. Heh, ty ją ominęłaś. Żałujesz?
- Trochę.. Ale podróże po całej Europie i nie tylko były tego warte, a do tego kasiasty, przystojny facet u twojego boku… - chłopak zrobił duże oczy, zaśmiał się i wstał.
- Co?
- Grzeczna Abigaile nie jest już dziewicą?
- Świnia! – złapałam za leżącą nieopodal poduszkę i z całą siłą rzuciłam w niego. Zrobiłam to trochę za mocno, bo Lukas ledwo ją złapał, a trafiła go w sam brzuch.
- Masz siłę.
- Taa..- mruknęłam. - Chcesz coś do żarcia? Głupie pytanie, to przecież ty.
Chwilę później przyjechała Reachel, a potem dostawca pizzy.
- Ja pójdę zapłacić.- zerwałam się i pobiegłam do chłopaka. Złapałam za karton i zajrzałam głęboko w oczy dostawcy. - Ta pizza jest za darmo. Zapłacisz za nią ze swoich, a potem o wszystkim zapomnisz. – poczym wróciłam do domu. - Życzę smacznego. – uśmiechnęłam się uroczo do znajomych. Jak dobrze manipulować ludźmi, pomyślałam.
- Jak minął wam dzień?
- Ja przesiedziałam cały w domu.- wzruszyłam ramionami i spojrzałam dyskretnie na Reachel. Ta uśmiechnęła się na znak, że rozumie. Nie chciałam żeby Lukas wiedział czym jestem, chociaż na razie.
- A mi nawet spoko. Była pani szeryf i kupowała kwiaty i to bardzo dużo. Na koniec dnia przyszedł bardzo przystojny koleś. Mówię ci Abbie, żałuj, że go nie widziałaś. - puściła oko, po czym kontynuowała. – Zastanawia mnie skąd wiedział co kupowała Szeryf no i po co jemu też potrzeba tyle werbeny. – spojrzałam zaniepokojona na Reachel. Nie mogłam uwierzyć w to co właśnie powiedziała.
- Cher, jak on miał na imię?
- Dark, Dreak, czy coś takiego.. A może Drake? Nie pamiętam.. – w tym momencie zabrakło mi tchu.
- Justin posłuchaj mnie, potrzebujesz odpoczynku!
- Scooter, teraz ty posłuchaj mnie uważnie. Powiem to tylko raz. NIE. Nie odwołam trasy.
- Nie odwołujemy jej. Tylko trochę przesuwamy. Ledwo mówisz, na playback się nie zgadzasz. Zaraz wysiądzie ci gardło. Poza tym zasługujesz na to.
- No i? Skończ już. Mam dość tych kazań. – chłopak podszedł do menagera tak blisko, ze dzieliły ich milimetry. Widząc wkurzoną minę Justina, Scooter wycofał się i usiadł na kanapie.
- Tak? A kiedy ostatnio OSOBIŚCIE byłeś na twitterze? Kiedy SAM dodałeś jakieś zdjęcie na intagrama?
- Sugerujesz, że nie dbam o fanów? - krzyknął.
- To też. Stałeś się rozpieszczonym gówniarzem, który myśli, że wszystko mu wolno. Mam ci przypomnieć ostatnią aferę z dragami?
- Nie były moje! – Justin uniósł się jeszcze bardziej, po czym walnął z całej siły pięścią w ścianę.
- Dlatego potrzebujesz odpoczynku.. Pojedziesz do Stratford, odwiedzisz dziadków..
- Scooter dlaczego mi to robisz?
- Dla twojego dobra. Może poznasz kogoś nowego, lepszego niż to całe towarzystwo, lepszego niż ona była..
- Pani Szeryf? Miała pani rację, ta Morris musi być wampirem. Próbowała mnie zahipnotyzować.
- Ale miałeś werbenę, którą ci dałam?
- Tak. Co teraz robimy?
- Czekamy na kolejny atak albo kradzież w szpitalu. – kiedy mężczyzna wyszedł postawna kobieta w mundurze odwróciła się do mężczyzny stojącego w kącie. Wyszedł on z cienia, tak że teraz idealnie widziała jego twarz. Był przystojny, miał wyraziste kości policzkowe i lekki zarost. Ciemne włosy były w nieładzie, co dodawało mu uroku, a obcisła koszulka podkreślała jego muskuły. Na przedramieniu widniał tatuaż przedstawiający ludzkie serce. Brunetka zwróciła się do niego. - Dziękuję panie Black za istotne informacje. Jak dobrze, że przybył pan do Green Way.
- Byłem w Toronto i postanowiłem przyjechać. Jak daleko sięgają pani kontakty?
- Około 200km, gdzieś do London albo Stratford. Dlaczego pan pyta?
- Tak po prostu. – mężczyzna uśmiechnął się tajemniczo, pożegnał się i wyszedł.
- Scooter, teraz ty posłuchaj mnie uważnie. Powiem to tylko raz. NIE. Nie odwołam trasy.
- Nie odwołujemy jej. Tylko trochę przesuwamy. Ledwo mówisz, na playback się nie zgadzasz. Zaraz wysiądzie ci gardło. Poza tym zasługujesz na to.
- No i? Skończ już. Mam dość tych kazań. – chłopak podszedł do menagera tak blisko, ze dzieliły ich milimetry. Widząc wkurzoną minę Justina, Scooter wycofał się i usiadł na kanapie.
- Tak? A kiedy ostatnio OSOBIŚCIE byłeś na twitterze? Kiedy SAM dodałeś jakieś zdjęcie na intagrama?
- Sugerujesz, że nie dbam o fanów? - krzyknął.
- To też. Stałeś się rozpieszczonym gówniarzem, który myśli, że wszystko mu wolno. Mam ci przypomnieć ostatnią aferę z dragami?
- Nie były moje! – Justin uniósł się jeszcze bardziej, po czym walnął z całej siły pięścią w ścianę.
- Dlatego potrzebujesz odpoczynku.. Pojedziesz do Stratford, odwiedzisz dziadków..
- Scooter dlaczego mi to robisz?
- Dla twojego dobra. Może poznasz kogoś nowego, lepszego niż to całe towarzystwo, lepszego niż ona była..
- Pani Szeryf? Miała pani rację, ta Morris musi być wampirem. Próbowała mnie zahipnotyzować.
- Ale miałeś werbenę, którą ci dałam?
- Tak. Co teraz robimy?
- Czekamy na kolejny atak albo kradzież w szpitalu. – kiedy mężczyzna wyszedł postawna kobieta w mundurze odwróciła się do mężczyzny stojącego w kącie. Wyszedł on z cienia, tak że teraz idealnie widziała jego twarz. Był przystojny, miał wyraziste kości policzkowe i lekki zarost. Ciemne włosy były w nieładzie, co dodawało mu uroku, a obcisła koszulka podkreślała jego muskuły. Na przedramieniu widniał tatuaż przedstawiający ludzkie serce. Brunetka zwróciła się do niego. - Dziękuję panie Black za istotne informacje. Jak dobrze, że przybył pan do Green Way.
- Byłem w Toronto i postanowiłem przyjechać. Jak daleko sięgają pani kontakty?
- Około 200km, gdzieś do London albo Stratford. Dlaczego pan pyta?
- Tak po prostu. – mężczyzna uśmiechnął się tajemniczo, pożegnał się i wyszedł.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz